Nawrócenie
Nawrócenie
Wybacz mi proszę, mój bunt,
gdy serce pełne goryczy
pychą sycone zamiera,
a rozum język mój ćwiczy.
Myśl tnąca, jak prąd, jak bicz,
to, co dotychczas tak ważne,
w strzępy zamienia bez sensu,
a słowa – w kamień każde.
I nie chcę już wiedzieć, że Ty
uniżyć się dla mnie zechciałeś.
I nie chcę pamiętać, że Ty
Panem mojego życia się stałeś.
Słowa wyrzucam, jak salwy,
Na przemian, by zabić i czcić.
Tyś Bóg, powtarzam ze złością,
a ja mam wiedzieć, jak żyć?
Tyś Bóg, powtarzam z miłością,
przytul mnie, spokój mi daj!
Im czarniej na duszy się robi,
tym bardziej szepce coś – trwaj…
I wreszcie, ze strzępów, z chaosu,
z kamieni i obelg bez dna,
wyłania się prawda ta jasna:
On jeden naprawdę mnie zna.
To nie Twa władza nade mną
poczucie daje niższości,
lecz absurd – wstydzę się Stwórco
przed Tobą duszy nagości.