św. Antoni
Miasto Rimini było w całych Włoszech najbardziej dotknięte plagą heretyzmu dlatego powierzono św. Antoniemu - najlepszemu „lekarzowi dusz” - uzdrowienie miasta. Słowa jego porywających kazań szła przed nim, dlatego postanowili „zaślepieni” lepiej go wcale nie słuchać. Gdy po raz pierwszy wszedł w Rimini na ambonę, kościół był pusty. Heretycy obawiali się jedynie, że ktoś z ciekawości zechce wielkiego kaznodzieje posłuchać, a później się nawrócić. Aby taką możliwość całkowicie wykluczyć, poczęli potajemnie nastawać na życie świętego. Antoni dowiedział się o tym i na kilka dni wycofał się do swojej klasztornej celi, pościł, modlił się gorąco, płakał przed Bogiem, ofiarował Mu swoje ćwiczenia pokutne za tych zatwardziałych grzeszników, aż jednego poranka poszedł do miasta nad brzeg morza. Silnym głosem przywołał do siebie ryby pływające w morzu, aby z nimi wielbić Stwórcę, skoro ludzie nie chcą jego słuchać. Ludzie, którzy z ciekawości za nim podążyli, oraz ci, co przy morzu pracowali, sądzili, że Antoni dostał pomieszania zmysłów i zbiegli się razem, aby zobaczyć, co On teraz dalej uczyni. Lecz oto paczcie! Fale morskie poruszyły się niespokojnie, a potem ukazało się na powierzchni wody mnóstwo ryb i wszystkie uniosły swoje głowy nad wodę, tak jak gdyby chciały uważnie słuchać. Rzekł do nich: "Ryby, posłuchajcie głosu Pana!". I teraz święty wygłosił wspaniałe „przemówienie”.
Podczas gdy święty z wielkim zapałem i żarliwością przemawiał do ryb, ryby jak zaczarowane słuchały jego słów i radośnie ogonkami i płetwami biły brawo na wodzie, a nawet przytakiwały głowami. Nad brzegiem morza zgromadziło się całe Rimini i z zapartym tchem przyglądało się temu niesamowitemu wydarzeniu. Na zakończenie święty Antoni podziękował Bogu za wszystkie łaski jakie dla tych stworzeń uczynił, oraz wyraził radość, że przynajmniej ryby chwalą Boga, skoro ludzie tego nie chcą uczynić. Po czym uczynił znak krzyża i opuścił swoich niemiłych słuchaczy. Ryby pokornie skłoniły głowy, zanurzyły się w wodzie i odpłynęły w głębiny.
Uwierzmy, że święty Antoni rzeczywiście żyje wśród nas i ma nam dużo do powiedzenia. Nie pozwólmy, aby znów musiał przemawiać do ryb!